poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Bugisi

Niedzielne popołudnie. Próbuje chwile odpocząć w ten upalny dzień. Za chwilę słyszę „słowne” pukanie do drzwi czyli „hodi hodi”. Wychodzę i oczom nie wierzę bo przed drzwiami stoi dwóch prawdziwych Masajów . Chyba prędzej bym się w naszym buszu spodziewała  Świętego Mikołaja niż Masajów. W sumie do ich terytorium jest paręset kilometrów i można ich spotkać w dużych miastach – ale żeby dotarli do nas na takie pustkowie i sprzedawali nam swoje wyroby tj klapki z koralikami? 


A jakie jest o tej porze roku Bugisi? typowa pora sucha - wietrzne, suche, w nocy zimne a dzień upalne 

Re-aktywacja po wakacjach

Moje wakacje minęły tak samo szybko jak ostatnie 2 lata na tanzańskiej ziemi . Wróciłam do Tanzanii na kolejny rok, który zapewne minie jeszcze szybciej. 
Jak zawsze moim problemem przed wylotem było jak upchnąć w dwóch walizkach wszystkie rzeczy, które się chce przewieźć – na szczęście na lotnisku dzięki małym przekładankom udało się zabrać wszystko czyli 60 kg. O mały włos a spóźniłabym się pokład samolotu – wzywali mnie już z głośników gdy ja jeszcze kupowałam sobie książkę na drogę – padł wybór na Carlos Ruiz Zafona – Gra Anioła – kolejna z barcelońskich opowieści. Polecam! A więc na pokład wbiegłam przedostatnia :) najpierw  lot do Amsterdamu, gdzie, CIEKAWOSTKA!  jeden z pasów na lotnisku jest poprowadzony nad autostradą! Efekt niezły!


Potem nocny lot do Nairobii – mówi się że nie po to się lata by się wyspać czy dobrze zjeść czy obejrzeć coś w prywatnym kilkucalowym telewizorze bądź posłuchać jakiejś muzyki. Ale uwierzcie jeśli wszystkie te rzeczy się nie udają to można się nieźle zmęczyć przez te 9 godzin na pokładzie. Wcześnie rano Nairobii powitało mnie „afrykańską zimą” –  było jakieś 15 stopni. A przy odprawie Pani nawet słowa nie wspomniała o moich dwóch walizkach które razem ważyły 50 kg a powinny tylko 20kg.
Potem lot do Arushy, podczas którego mogłam pierwszy raz w życiu tak ładnie zobaczyć Kilimanjaro – największą górę Afryki. Pilot był aż tak pomysłowy, że ją okrążył dzięki czemu mogłam się „napaczeć”.

Potem ostatni lot do Mwanzy i już jestem po właściwej stronie Tanzanii! Na lotnisku czekali na mnie już Jola i Julietto. A Mwanza ? jak zawsze piękna i żywa!