środa, 19 września 2012

Kryminalne zagadki z Didii


Didia. Jest wieczór 18.września godz. 18.40, zaczęło się ściemniać, sprzedawcy zaczynają liczyć swój dzienny utarg, powoli się zamyka sklepy a zaczyna życie rodzinne, miasteczkowe czyli na świeżym powietrzu. Przy młynie zatrzymuje się motocykl i dwóch mężczyzn udaje się do sklepu z materiałami budowlanymi. Wchodzą i zaczynają rozmawiać ze sprzedawcą – jeden z mężczyzn jest jego młodszym bratem. Wciągają też siłą do sklepu żonę sprzedawcy. Zaczynają się kłócić o jakieś sprawy rodziny – nagle jeden z mężczyzn wyciąga karabin maszynowy i oddaje kilka strzałów w stronę mężczyzny  i kilka kolejnych w stronę kobiety. Oboje padają na ziemię – nieuzbrojony mężczyzna zaczyna kraść pieniądze z utargu a drugi, uzbrojony wychodzi na zewnątrz i oddaje kilkanaście strzałów w powietrze.  Wszyscy uciekają gdzie popadnie – kilkutysięczna Didia wpada w panikę, w ciągu kilka minut milknie i pustoszeje. Mężczyźni spokojnym krokiem udają się do młyna zabrać motocykl, odjeżdżają po drodze strzelając w nogi uciekających ludzi.

Chwilę potem w Bugisi, położonym 2 kilometry od Didii...
Byłam wtedy on-call. Zawołali mnie do szycia rany u kobiety, która miała wypadek w trakcie panicznej ucieczki z Didii. Zderzyła się z jadącym rowerem. Po zszyciu łydki (14 szwów) dostaliśmy telefon, że wiozą do nas 23letniego chłopaka, który chciał popełnić samobójstwo gdy dowiedział się o zabójstwie w Didii. Znał bardzo dobrze tą rodzinę, był traktowany jak jej członek. Silao, bo tak miał na imię połknął dużo tabletek o nieznanej nazwie. Mieli go zawieźć do szpitala ale tej nocy nikt nigdzie nie chciał się ruszyć, ani rowerem, ani motocyklem, ani samochodem – więc nawet rządowa karetka nie chciała go przewieźć do Shinyangi. Przynieśli go do nas, był nieprzytomny, brak jakichkolwiek reakcji na bodźce. Podaliśmy mu płyny infuzyjne,  w sumie 3 litry, dostał też węgiel drzewny. W nocy jego stan się poprawił – zaczął nawet coś się pytać „przez sen”.  Potem nad ranem jednak się pogorszył i na prośbę rodziny przetransportowaliśmy go do szpitala ale tak naprawdę to nie wiem po co... znając realia to nic więcej prócz podania płynów nie podadzą. Gdy rodzina przebierała Silao przed wyjazdem do szpitala to w jednej z kieszeni znaleźli list pożegnalny, w którym tłumaczył dlaczego to zrobił.
Zaraz po Silao w nocy przywieźli drugą kobietę, postrzeloną w kolano w trakcie ucieszki. Kula na szczęście nie została w kolanie a jedynie drasnęła pod kolanem. Draśnięcie jednak było na tyle głębokie, że musiałam założyć 5 szwów.
Tak wyglądała ostatnia noc w Didii. Ci, którzy zostali w Didii mówili, że nigdy nie było tam tak cicho w nocy. Nikogo na ulicy, żadnej muzyki ani nawet chrząknięcia przechodniów. Każdy zabarykadował się w domu – ludzie myśleli, że to byli obcy złodzieje. Jak się dziś okazało to było ustawione morderstwo spowodowane przez konflikt w tej rodzinie. Dziś policja się pojawiła i składałam zeznania o naszych nocnych pacjentach a najbardziej interesował ich Silao. Czemu ? Wg tanzanijskiego prawa próba samobójcza jest dużym przestępstwem . Jeśli ktoś przeżyje próbę samobójczą, po wyjściu ze szpitala idzie do więzienia. To już nie pierwszy przypadek gdy policja czeka pod naszą przychodnią gdy niedoszły samobójca dostanie wypis ze szpitala i jest natychmiastowo aresztowany przez policję... 

niedziela, 16 września 2012

Spokojna niedziela


Niby w niedziele mam wolne ale gdy jest taka potrzeba to wołają mnie do pomocy. Tak było i dziś – wyciągnęli mnie z Mszy o 8.30. Okazało się, że przyszła właśnie 16 letnia dziewczyna, w pierwszej ciąży, 9 miesiąc, pełne rozwarcie i położenie ... miednicowe zupełne. Stópki na wychodzie . Najpierw wykonałam dużą episiotomię a potem zaczęliśmy z rodzić. Dziewczyna parła dosyć dobrze. Doszliśmy do łopatek, po drodze odwinęłam 3 razy pępowinę zawiniętą wokół obu pachwin i wokół brzucha. To nie rokowało dobrze na przyszłość tym bardziej że smółka już była jak przyszłam. Na dodatek  – zarzucone rączki, których nie cierpię i ciężko mi je zawsze uwolnić. Udało się ale została głowa, z którą było trochę problemów. Doszła Siostra Emmanuela i pomogła urodzić głowę. Był problem z łożyskiem więc ona się nim zajęła a ja próbowałam przywrócić na ziemię tego małego mężczyznę – urodził się na 2 punkty. I znowu poligon – kilkuminutowa walka o życie – wrócił! I tak płakał, chyba żeby wszyscy usłyszeli tą dobrą nowinę. Odwiedziłam ich po południu na oddziale położniczym – mały zaczął łapać brązowy kolor i fajnie płakał a potem ssał mleko od mamy. Musiałam też trochę nakrzyczeć na mamę bo jej winy było w  tym dużo. Nie mogła u nas rodzić! – w czasie ciąży zdiagnozowaliśmy położenie miednicowe i dobrze wiedziała, że może urodzić tylko w szpitalu i tylko przez cięcie cesarskie. Miała się przygotować. Ale wraz z rodziną uknuła inny plan – dwa dni w domu siedziała ze skurczami i dopiero gdy nóżki dziecka dochodziły do wychodu – zdecydowali się ją przywieźć do nas bo wiedzieli, że będzie musiała wtedy urodzić na miejscu u nas i nikt jej do szpitala nie zawiezie bo będzie za późno. Nieodpowiedzialność totalna! Gdy rozmawiałam o tym z jej rodziną i z nią samą każdy tylko się uśmiechał pod nosem, okazując zadowolenie z udanego planu. Co usłyszałam?  "Bahati Nzuri. Mungu alitusaidia!" –w j.suahili – „To Szczęście! Pan Bóg nam dopomógł.” Wyszłam. Brak mi było słów na taką reakcję. Chyba nigdy nie zrozumiem tej kultury i niektórych zwyczajów ... 


Po rannym porodzie zbadałam jeszcze druga pacjentkę w pierwszej ciąży, która przyjęta została na salę porodową rano, z dobrą czynnością skurczową. Było 8 cm rozwarcia ale zaniepokoiła mnie „dziwna”,  nie skrócona szyjka od strony spojenia łonowego. Zmierzyłam miednicomierzem miednicę choć nie jestem w tym dobra. Wymiary były takie trochę „naciągnięte” i to mi dało do myślenia ale dałam jej trochę czasu. Poszłam do domu i popołudniu intuicja mi mówiła by iść ją zbadać jeszcze. Intuicja to w gruncie rzeczy dobra rzecz – miała rację , często ją ma. W badaniu wewnętrznym okazało się że dziecko nie idzie tak jak powinno – tzw. asynlityzm tylny czyli szew strzałkowy przy kości łonowej - mogłam to wybadać dopiero teraz bo rano przodowało dużo wód płodowych – nie zauważyłam nic podejrzanego w szwach bo ciężko było do nich w ogóle dojść. Teraz asynklityzm był bardzo widoczny. Dziewczyna pojechała do szpitala na cięcie cesarskie – przy tej odmianie nieprawidłowości ułożenia – jedyną opcją jest cięcie cesarskie. Przy opcji przedniej jest łatwiej bo gdy główka dotrze do próżni rodzi się już normalnie. 

Tak minęła dziesiejsza niedziela w Bugisi – nie napiszę normalna bo takie nieprawidłowości nie zdarzają się często.  Ot, kilka  razy w miesiącu... 

czwartek, 13 września 2012

tymczasem w Bugisi

Czas leci bardzo szybko! Lipiec i sierpień były u nas bardzo pracowite – był czas kiedy podłogi brakowało dla pacjentów leżących na materacach a na jednym łóżku przyjętych była 3 dzieci bądź 2 dorosłych. Ciekawe, że nikt nie narzekał i nie odmawiał przyjęcia ze względu na warunki. Jak można wiele docenić gdy ma się tak mało!



Mamy od 3 tygodni na naszym oddziale małą Mwajumę – urodzoną w domu. Rodzice chorzy na AIDS i gruźlicę, mama przyjmująca ciężkie leki antyretrowirusowe i na gruźlicę. Gdy rodzice przynieśli ją do nas malutka była naprawdę malutka i ważyła 1,1kg. Jest zdrowa, silna, szybko nauczyła się ssać a i mama ma mleko. Jedyny problem w tym, że leki, które mama używa bardzo źle działają na dziewczynkę. Laurencia, nasza specjalistka od kobiet ciężarnych i położnic chorujących na AIDS, nie daje jej dużych szans na przeżycie. Mała żeby żyć musi pić mleko od mamy, w którym przecież znajdują się też mocne leki których używa mama. Póki co próbujemy, walczymy choć mała stale traci na wadze mimo, że dużo i często ssie. Ktoś powie - inne mleko, mieszanki, zastępcze ? brak.... poza tym dla wcześniaka mleko mamy jest lekarstwem na wszystko – w tym przypadku jednak lekarstwem i trucizną w jednym. 


Mieliśmy ostatnio bardzo fajnych gości z Polski – ks. Antoni , jego brat Janek – podróżnik, Frania –psycholog i Agnieszka lekarz anestezjolog. Razem tworzyli świetną grupę, ale patrząc na ich różnorodność to Duch Święty musiał się nieźle napocić, że oni się tak świetnie razem dogadują! :):):)  Nasze do późna rozmowy, przemyślenia, dyskusje, śmiechy ukrócały o kilka godzin nasz sen ale chyba nikt nie żałował. No może troszkę rano gdy nie miało się siły by zwlec się z łóżka :) Ale aż radość gościć TAKICH gości :):):)
W czasie pobytu naszych gości trafiła do nas pacjentka w 26tyg ciąży z bardzo dużym powiększeniem węzłów chłonnych szyjnych, opuchniętą całą jamą ustną – nie była w stanie zamknąć ust z którego wystawał opuchnięty i nabrzmiały język. Początkowa diagnoza – zapalenie języka i jamy ustnej – pacjentka dostała mocny antybiotyk ale poprawy nie było widać. Gdy jednego wieczoru odwiedziłyśmy ją z Agnieszką to doszłyśmy do wniosku że to może być jednak  mononukleoza – dostała przez sondę (nie była w stanie nic połknąć) Acyklowir i już po paru godzinach było widać widoczną poprawę. Poniższe zdjęcie było zrobione już po kilku dniach więc wyobraźcie sobie co było „przed”.




W ostatni piątek przyszły w odstępie półgodzinnym 3 pacjentki w 6, 7 i 7 miesiącu ciąży – jak na złość wszystkie z łożyskiem przodującym (potwierdzone ultrasonograficznie ) i każda z krwawieniem choć nie obfitym. Wszystkie pojechały do szpitala a tam albo zrobią cięcia albo zatrzymają je na oddziale z bezwzględnym zakazem wstawania choć w to akurat wątpię znając realia tego szpitala. Najprędzej to... zostaną wypisane do domu z jakimiś lekami.
Mam też ostatnio nieszczęście do nieprawidłowych położeń dzieci -  w ostatni wtorek w nocy zawołali mnie do pacjentki w 8 miesiącu ciąży, z mocnym krwawieniem i czynnością skurczową. Była noc więc nie miałam dostępu do ultrasonografu ale Dopplerem zbadałam czynność serca dziecka –była bardzo dobra. Badanie wewnętrzne mnie zaskoczyło i przeraziło bo dziecko szło kolankiem – jednym kolankiem. W ciągu paru minut karetka zabrała ją do szpitala na cięcie.

Ostatni przypadek to poród z przed 2óch tygodni. Przyszła do nas pacjentka w pierwszej ciąży, w 7.miesiącu,  z bólem brzucha choć sama nie potrafiła określić czy to są skurcze. Po badaniach laboratoryjnych okazało się, że ma pasożyty zwane” Hook-worms” co w języku polskim medycznym jest nazywane podobno tęgoryjcem dwunastnicy (?). To powodowało że miała bardzo mocny ból brzucha i chyba już nie odróżniała skurczy od bólu spowodowanego przez robaki.  Przyjęłyśmy ją na salę porodową i w badaniu okazało się że ona ma już 8 cm rozwarcia! W badaniu wewnętrznym nie mogłam wybadać części przodującej bo najpierw „szedł” worek owodniowy z dużą ilością płynu. W badaniu zewnętrznym , tj. chwytami Leopolda także nie potrafiłyśmy 100%owo określić położenia dziecka choć wydawało mi się bardziej, że przodują pośladki.  Nasz ultrasonograf w tym czasie był w naprawie, więc też nie można było nic potwierdzić. Nie mogliśmy przetransportować jej do szpitala bo czynność skurczowa była dosyć silna i w krótkim czasie było pełne rozwarcie a pęcherz płodowy powoli ukazywał się w szparze sromowej. Co ciekawe – wciąż nie można było wybadać części przodującej a czynność serca dziecka – dobra, choć z kilkoma spadkami . Następnie po kilkunastu minutach mimo dobrej czynności skurczowej nie było widać postępu części przodującej więc  postanowiłam delikatnie nakłuć pod kontrolą pęcherz płodowy by wody zaczęły powoli odpływać. I rzeczywiście przez następne kilka minut przez malutką dziurkę w pęcherzu wypływał czysty płyn owodniowy i po kilku minutach w szparze sromowej ukazały się ... dwie stópki a wokół nich i wzdłuż nóg owinięta pępowina. Pacjentka parła kilkakrotnie ale nie było żadnego postępu części przodującej, pojawiła się też smółka w dużej ilości więc po konsultacji z drugą położna zdecydowałam się na ręczne wydobycie dziecka – wóz albo przewóz – dziecko musiało się jak najszybciej urodzić tym bardziej że w badaniu wewnętrznym wychodziło na to, że dziecko jest bardzo owinięte pępowiną. Po episiotomii zaczęłam, zgodnie z tym co pamiętałam z książki profesora Troszyńskiego, ręcznie wydobywać dziecko. Miałam asystę 2 pielęgniarek i udało się! Ale łożysko urodziło się razem z dziewczynką bo oprócz zawiniętych nóżek dziewczynka miała pępowinę wokół szyi 2 razy ciasno zawiniętą. To sprawiło, że tak krótka pępowina nie pozwalała dziecku „normalnie” przejść przez kanał rodny a łożysko odkleiło się w czasie 2 okresu porodu. Dziewczynka, 1,6 kg, urodziła się na 3 punkty, nie oddychała ale podjęliśmy reanimację i w sumie „wróciła” – ale tylko na 3 godziny i zmarła. Gdy opowiadałam to znajomemu lekarzowi to powiedział, że to cud że w ogóle żyła te 3 godzony – i też tak myślę. Nikt nie miał wpływu na to co było w łonie mamy – gdyby kobieta przyszła wcześniej do nas może zdążylibyśmy do szpitala i przeprowadziliby cięcie – gdyby ... ale przecież nie wszystko jest w naszych rękach!

Poza tymi trudnymi porodami było też wiele pięknych i czasem śmiesznych porodów więc nie myślcie sobie że u nas to tylko dzieją się patologie  - nie prawda! Jest wiele pięknych sytuacji i wspaniałych pacjentów , którzy dają mi wiele radości !


"mała chirurgia" 



W ostatnim tygodniu mieliśmy w Bugisi wielką uroczystość – 25lecie ślubów zakonnych s.Kathleen –dotychczasowej dyrektorki naszej przychodni zdrowia. Dotychczasowej ponieważ Jubileusz był jednocześnie jej pożegnaniem po kilkuletniej pracy misyjnej w Tanzanii. Uroczystość tego dnia była przepiękna! Można było usłyszeć wiele pięknych śpiewów w języku sukuma (j. tradycyjny) jak i zobaczyć wiele pięknych tańców.
Modlitwa wiernych w wielu językach
Prawie wszyscy pracownicy kliniki z S.Kathleen
„Gośćmi specjalnymi” były 3 ogromne węże – Pytony, które podobno miały nas zabawiać. Mnie i nie tylko mnie, tak wystraszyły po wyniesieniu ich na środek, że musiałam opuścić to widowisko – oczami wyobraźni widziałam już jak atakują ludzi. Choć nic takiego się nie stało ale efekt był niesamowity. Potem by trochę przełamać swój lęk do nich i namówiona przez koleżanki zrobiłam sobie z nimi kilka zdjęć lekko podtrzymując najmniejszego z nich bo odwagi mi nie starczyło na więcej...