Nie było mnie tu całe wieki. Nie dam rady opisać wszystkiego co się wydarzyło przez ostatnie 6 ale spróbuję choć po części i z notatek, które gdzies zostawiałam. No to raz jeszcze - REAKTYWUJEMY!
Wpis z 28 listopada 2012
Zauważyłam ostatnio zmianę w swoim
podejściu do porodu – mniej się stresuję i mniej panikuję. Wydaje mi się, że
miałam tu, w Bugisi, w ciągu ostatnich dwóch lat wszystkie możliwe najgorsze
komplikacje okołoporodowe włącznie z wypadniętą pępowiną, porodem miednicowym u
pierworódki, przodującym łożyskiem, rzucawką, krwotokiem poporodowym, wypadniętą macicą i ciężką
dystocją barkową. Tak, mniej się stresuję, ale to nie znaczy, że jestem mniej
wrażliwa czy ostrożna. I co najważniejsze – muszę wierzyć, że i tym razem uda
się komuś pomóc. Gdybym kiedyś przestała wierzyć, to szybko musiałabym
wrócić do Polski – nie da się tu pracować bez wiary i ufności w Opatrzność
Bożą.
Miałam
ostatnio podczas swoich nocnych dyżurów dwa porody bliźniacze. Pierwszy to
pacjentka w czwartej ciąży, ale w drugim porodzie. 25Hbd. Ciąża bliźniacza.
Przyszła do nas z rozwarciem wynoszącym 4 centymetry. Po kilku godzinach
urodziło się pierwsze bliźnię, ważące 600 gramów, dwukrotnie owinięta pępowina
wokół szyi, 2 punkty w skali Apgar, na 10 możliwych. Żyło pół godziny. Zaraz po
nim narodziło się drugie bliźnię, jego waga wynosiła 650 gramów, dziecko było w
ogólnym stanie dobrym, otrzymało 4 punktów w skali Apgar. Zmarło po czterech
godzinach. Mama była załamana, naprawdę długo czekali wraz z mężem na te
dzieci. Poprzednią, czyli trzecią ciążę poroniła w styczniu 2012 roku z powodu
kiły, którą była zarażona. Tym razem powodem poronienia prawdopodobnie była
bardzo mocna infekcja układu moczowego, bo tylko ta nieprawidłowość wyszła podczas
naszej diagnostyki, która jest – niestety – bardzo ograniczona.
Kolejny
poród bliźniaczy odbył się tydzień później. Pacjentka w siódmej ciąży, 34hbd.
Zadzwonili do mnie w nocy z hasłem – „wypadnięta pępowina u bliźniaków!”.
Wyciągnęło mnie to z łóżka w ciągu sekundy! Kiedy dobiegłam na salę porodową
okazało się, że pierwsze z bliźniąt już się urodziło, miało 2 kilogramy i
dostało 9/10 punktów. To była dobra wiadomość. Druga, zła, była taka, że
wypadnięta pępowina należała do drugiego z bliźniąt, które jeszcze się nie
narodziło. Sprawdziłam w USG – bliźnię położone było główkowo, a serce wydawało
pojedyncze uderzenia. Pacjentka musiała jak najszybciej urodzić drugie z
bliźniąt, jeśli jeszcze w ogóle istniała jakaś szansa jego przeżycia. Po około
piętnastu minutach narodziło się drugie dzieciątko, otrzymało 1 punkt i pomimo
podjętej resuscytacji, odeszło do Pana po krótkim czasie. Mama bardzo to
przeżyła, ale cieszyła się przynajmniej z pierwszego synka. Niestety to
szczęście nie trwało długo, bo chłopiec zmarł dwa dni później. Powód? Malaria.
Dzień po porodzie zbadaliśmy mamę i dziecko, okazało się, że oboje mają mocną
malarię. Ponadto mama była zarażona kiłą, nieleczoną w czasie ciąży...
W
ostatnim czasie spotkałam w naszej klinice dwie osoby chorujące na
albinizm(bielactwo). O ile w Europie to nic nadzwyczajnego, tak tu, w Afryce
Wschodniej, szczególnie w Tanzanii jest bardzo niebezpieczne. Niebezpieczne,
ale nie dlatego, że słońce jest mocne i można szybko nabyć poparzeń skóry.
Niebezpieczne, ponieważ części ciała albinosów są warte wiele milionów
szylingów dla osób uprawiających magię i szamanizm. Ponoć albinizm to coś
nadprzyrodzonego, magicznego, a eliksiry przygotowane na bazie ciała albinosów
mają niezwykłe, uzdrowicielskie właściwości. To bardzo rozległy i trudny temat.
Od wielu lat rząd Tanzanii stara się walczyć z tym problemem, budowane są
specjalne szkoły, miejsca pracy dla albinosów, kształci się ludzi, ale...
Szamanizm jest tu tak zakorzeniony, że jeszcze wiele lat musi minąć, by ten
straszny proceder się skończył. Poza tym to jest problem w całej Afryce
Wschodniej, choć jak mówią statystyki, większość afrykańskich albinosów to
Tanzańczycy. Sama słyszałam o wielu przypadkach morderstw osób dotkniętych
albinizmem. Nawet w naszej Didii, parę lat temu, znaleziono wypatroszone ciało
młodej albinoski z okolicy. Zabierane są ważne części ciała, wewnętrzne i
zewnętrzne, na przykład: oczy, nerki, serce. Sprzedaje się je za ogromne
pieniądze szamanom, którzy na ich bazie przygotowują swoje napoje. Ktoś powie,
że to bajka – to nie bajka, to wciąż rzeczywistość! Poznałam kiedyś albinoskę
Devotę, która uciekała przed osobami, które ją „namierzyły” i chciały zgładzić.
Zatrzymała się u nas na kilka dni. Innego dnia przyszło do mnie małżeństwo z
prośbą o zaadoptowanie i zabranie do Europy ich kilkuletniej córki, albinoski,
której groziło niebezpieczeństwo. Ostatnie osoby w klinice, które spotkałam to
również dzieci – 2-letnia Christina i 6-letnia Regina. Obie są pod dużą ochroną
rodziny i znajomych, a gdy tylko jeszcze trochę podrosną zostaną wysłane do
specjalnej szkoły z internatem, gdzie być może uda im się przetrwać. Oby!
|
Mała Regina z tatą |
Któregoś
dnia trafił do nas 6-letni chłopiec w dosyć dziwnym i ciężkim stanie. Oprócz
zaburzeń psychicznych, był bardzo aktywny fizycznie. Po zbadaniu okazało się,
że ma ciężką malarię. Widziałam już wiele przypadków zaawansowanej malarii, ale
ten był nadzwyczaj dziwny. Zaczęłam zbierać wywiad i między zdaniami
usłyszałam, że chłopiec jakiś czas temu był ugryziony przez bezpańskiego psa.
Szczepienie przeciw wściekliźnie otrzymał dopiero pięć dni po ugryzieniu. Nie
mógł otrzymać go w terminie, ponieważ w żadnym z okolicznych punktów medycznych
szczepienie nie było dostępne. Przyjrzałam się jeszcze raz objawom – chłopiec
nie kontaktował, ale był przytomny, nie jadł, dostawał ataku płaczu i krzyku.
Jednak to, co mi podsunęło diagnozę, to fakt, że gryzł – gryzł siebie, miał
całe pogryzione usta i próbował pogryźć swoich rodziców, którzy się nim
opiekowali. Słyszałam kiedyś o szybkim teście na wściekliznę, inaczej nazywaną
też wodowstrętem. Wystarczyło, że chłopiec usłyszał odgłos płynącej wody, a
potem pokropiłam nią jego nogę – dostał mimowolnych skurczów mięśni kończyn i
to charakterystyczne wyginanie ciała. Jednoznacznie chłopiec był zarażony wścieklizną.
Był to straszny widok, a jeszcze trudniej było mi przekazać tą wiadomość
rodzicom. Załamani, ale nietracący jeszcze nadziei, rodzice postanowili zabrać
go do szpitala. Niestety nie było już dla niego ratunku – chłopiec zmarł po
kilku godzinach.
Trafił
do nas kolejny wcześniak, tygodniowy chłopiec urodzony w 8 miesiącu ciąży.
Oprócz zdiagnozowanej malarii i zapalenia płuc chłopiec urodził się z
rozszczepem wargi i podniebienia. Bardzo ciężko było mu ssać pierś mamy, więc
zdecydowałam założyć mu sondę do żołądkową. Mimo, że dawno tego nie robiłam, a po raz
pierwszy u pacjenta z rozszczepem, bałam się czy się uda. Dzięki Bogu się udało i
przez kolejne 3 dni Pendo był karmiony i leczony przez sondę. Niestety nie
wiemy czy to zaawansowana malaria czy inne powikłanie ale chłopiec zmarł po
kilku dniach pobytu u nas.
|
Pendo z rozszczepem wargi i podniebienia
|
Podczas
tej edycji projektu „Dar Życia” mam przyjemność po raz drugi otworzyć Szkołę
Rodzenia. Pamiętam jak wielkim zainteresowaniem cieszyła się zeszłoroczna
szkoła dlatego tym razem chciałam dać kobietom jeszcze więcej. W pierwszej grupie znajdowało się 88 kobiet
ciężarnych a w drugiej 63. Oprócz podstawowych informacji o przebiegu ciąży i
porodu, starałam się je zachęcić do aktywnego porodu. Po początkowym szoku
kobiety powoli zaczęły siadać na piłce gimnastycznej i próbować swoich sił w
pozycjach wertykalnych. To niesamowite jak niektóre z nich spontanicznie
przyjmują różne pozycje do porodu i jak słuchają głosu swojego ciała.
|
Ćwiczenia na piłce |
|
Pielęgniarka Mama Ada wykłada o karmieniu piersią |