niedziela, 17 lutego 2013

Zaległości 2012

Nie było mnie tu całe wieki. Nie dam rady opisać wszystkiego co się wydarzyło przez ostatnie 6 ale spróbuję choć po części i z notatek, które gdzies zostawiałam. No to raz jeszcze - REAKTYWUJEMY!

Wpis z 28 listopada 2012

Zauważyłam ostatnio zmianę w swoim podejściu do porodu – mniej się stresuję i mniej panikuję. Wydaje mi się, że miałam tu, w Bugisi, w ciągu ostatnich dwóch lat wszystkie możliwe najgorsze komplikacje okołoporodowe włącznie z wypadniętą pępowiną, porodem miednicowym u pierworódki, przodującym łożyskiem, rzucawką, krwotokiem poporodowym, wypadniętą macicą i ciężką dystocją barkową. Tak, mniej się stresuję, ale to nie znaczy, że jestem mniej wrażliwa czy ostrożna. I co najważniejsze – muszę wierzyć, że i tym razem uda się komuś pomóc. Gdybym kiedyś przestała wierzyć, to szybko musiałabym wrócić do Polski – nie da się tu pracować bez wiary i ufności w Opatrzność Bożą. 

Miałam ostatnio podczas swoich nocnych dyżurów dwa porody bliźniacze. Pierwszy to pacjentka w czwartej ciąży, ale w drugim porodzie. 25Hbd. Ciąża bliźniacza. Przyszła do nas z rozwarciem wynoszącym 4 centymetry. Po kilku godzinach urodziło się pierwsze bliźnię, ważące 600 gramów, dwukrotnie owinięta pępowina wokół szyi, 2 punkty w skali Apgar, na 10 możliwych. Żyło pół godziny. Zaraz po nim narodziło się drugie bliźnię, jego waga wynosiła 650 gramów, dziecko było w ogólnym stanie dobrym, otrzymało 4 punktów w skali Apgar. Zmarło po czterech godzinach. Mama była załamana, naprawdę długo czekali wraz z mężem na te dzieci. Poprzednią, czyli trzecią ciążę poroniła w styczniu 2012 roku z powodu kiły, którą była zarażona. Tym razem powodem poronienia prawdopodobnie była bardzo mocna infekcja układu moczowego, bo tylko ta nieprawidłowość wyszła podczas naszej diagnostyki, która jest – niestety – bardzo ograniczona.
 
Kolejny poród bliźniaczy odbył się tydzień później. Pacjentka w siódmej ciąży, 34hbd. Zadzwonili do mnie w nocy z hasłem – „wypadnięta pępowina u bliźniaków!”. Wyciągnęło mnie to z łóżka w ciągu sekundy! Kiedy dobiegłam na salę porodową okazało się, że pierwsze z bliźniąt już się urodziło, miało 2 kilogramy i dostało 9/10 punktów. To była dobra wiadomość. Druga, zła, była taka, że wypadnięta pępowina należała do drugiego z bliźniąt, które jeszcze się nie narodziło. Sprawdziłam w USG – bliźnię położone było główkowo, a serce wydawało pojedyncze uderzenia. Pacjentka musiała jak najszybciej urodzić drugie z bliźniąt, jeśli jeszcze w ogóle istniała jakaś szansa jego przeżycia. Po około piętnastu minutach narodziło się drugie dzieciątko, otrzymało 1 punkt i pomimo podjętej resuscytacji, odeszło do Pana po krótkim czasie. Mama bardzo to przeżyła, ale cieszyła się przynajmniej z pierwszego synka. Niestety to szczęście nie trwało długo, bo chłopiec zmarł dwa dni później. Powód? Malaria. Dzień po porodzie zbadaliśmy mamę i dziecko, okazało się, że oboje mają mocną malarię. Ponadto mama była zarażona kiłą, nieleczoną w czasie ciąży...
 
W ostatnim czasie spotkałam w naszej klinice dwie osoby chorujące na albinizm(bielactwo). O ile w Europie to nic nadzwyczajnego, tak tu, w Afryce Wschodniej, szczególnie w Tanzanii jest bardzo niebezpieczne. Niebezpieczne, ale nie dlatego, że słońce jest mocne i można szybko nabyć poparzeń skóry. Niebezpieczne, ponieważ części ciała albinosów są warte wiele milionów szylingów dla osób uprawiających magię i szamanizm. Ponoć albinizm to coś nadprzyrodzonego, magicznego, a eliksiry przygotowane na bazie ciała albinosów mają niezwykłe, uzdrowicielskie właściwości. To bardzo rozległy i trudny temat. Od wielu lat rząd Tanzanii stara się walczyć z tym problemem, budowane są specjalne szkoły, miejsca pracy dla albinosów, kształci się ludzi, ale... Szamanizm jest tu tak zakorzeniony, że jeszcze wiele lat musi minąć, by ten straszny proceder się skończył. Poza tym to jest problem w całej Afryce Wschodniej, choć jak mówią statystyki, większość afrykańskich albinosów to Tanzańczycy. Sama słyszałam o wielu przypadkach morderstw osób dotkniętych albinizmem. Nawet w naszej Didii, parę lat temu, znaleziono wypatroszone ciało młodej albinoski z okolicy. Zabierane są ważne części ciała, wewnętrzne i zewnętrzne, na przykład: oczy, nerki, serce. Sprzedaje się je za ogromne pieniądze szamanom, którzy na ich bazie przygotowują swoje napoje. Ktoś powie, że to bajka – to nie bajka, to wciąż rzeczywistość! Poznałam kiedyś albinoskę Devotę, która uciekała przed osobami, które ją „namierzyły” i chciały zgładzić. Zatrzymała się u nas na kilka dni. Innego dnia przyszło do mnie małżeństwo z prośbą o zaadoptowanie i zabranie do Europy ich kilkuletniej córki, albinoski, której groziło niebezpieczeństwo. Ostatnie osoby w klinice, które spotkałam to również dzieci – 2-letnia Christina i 6-letnia Regina. Obie są pod dużą ochroną rodziny i znajomych, a gdy tylko jeszcze trochę podrosną zostaną wysłane do specjalnej szkoły z internatem, gdzie być może uda im się przetrwać. Oby!
Mała Regina z tatą
Któregoś dnia trafił do nas 6-letni chłopiec w dosyć dziwnym i ciężkim stanie. Oprócz zaburzeń psychicznych, był bardzo aktywny fizycznie. Po zbadaniu okazało się, że ma ciężką malarię. Widziałam już wiele przypadków zaawansowanej malarii, ale ten był nadzwyczaj dziwny. Zaczęłam zbierać wywiad i między zdaniami usłyszałam, że chłopiec jakiś czas temu był ugryziony przez bezpańskiego psa. Szczepienie przeciw wściekliźnie otrzymał dopiero pięć dni po ugryzieniu. Nie mógł otrzymać go w terminie, ponieważ w żadnym z okolicznych punktów medycznych szczepienie nie było dostępne. Przyjrzałam się jeszcze raz objawom – chłopiec nie kontaktował, ale był przytomny, nie jadł, dostawał ataku płaczu i krzyku. Jednak to, co mi podsunęło diagnozę, to fakt, że gryzł – gryzł siebie, miał całe pogryzione usta i próbował pogryźć swoich rodziców, którzy się nim opiekowali. Słyszałam kiedyś o szybkim teście na wściekliznę, inaczej nazywaną też wodowstrętem. Wystarczyło, że chłopiec usłyszał odgłos płynącej wody, a potem pokropiłam nią jego nogę – dostał mimowolnych skurczów mięśni kończyn i to charakterystyczne wyginanie ciała. Jednoznacznie chłopiec był zarażony wścieklizną. Był to straszny widok, a jeszcze trudniej było mi przekazać tą wiadomość rodzicom. Załamani, ale nietracący jeszcze nadziei, rodzice postanowili zabrać go do szpitala. Niestety nie było już dla niego ratunku – chłopiec zmarł po kilku godzinach.

Trafił do nas kolejny wcześniak, tygodniowy chłopiec urodzony w 8 miesiącu ciąży. Oprócz zdiagnozowanej malarii i zapalenia płuc chłopiec urodził się z rozszczepem wargi i podniebienia. Bardzo ciężko było mu ssać pierś mamy, więc zdecydowałam założyć mu sondę do żołądkową.  Mimo, że dawno tego nie robiłam, a po raz pierwszy u pacjenta z rozszczepem, bałam się czy się uda. Dzięki Bogu się udało i przez kolejne 3 dni Pendo był karmiony i leczony przez sondę. Niestety nie wiemy czy to zaawansowana malaria czy inne powikłanie ale chłopiec zmarł po kilku dniach pobytu u nas. 


Pendo z rozszczepem wargi i podniebienia
Podczas tej edycji projektu „Dar Życia” mam przyjemność po raz drugi otworzyć Szkołę Rodzenia. Pamiętam jak wielkim zainteresowaniem cieszyła się zeszłoroczna szkoła dlatego tym razem chciałam dać kobietom jeszcze więcej.  W pierwszej grupie znajdowało się 88 kobiet ciężarnych a w drugiej 63. Oprócz podstawowych informacji o przebiegu ciąży i porodu, starałam się je zachęcić do aktywnego porodu. Po początkowym szoku kobiety powoli zaczęły siadać na piłce gimnastycznej i próbować swoich sił w pozycjach wertykalnych. To niesamowite jak niektóre z nich spontanicznie przyjmują różne pozycje do porodu i jak słuchają głosu swojego ciała.



Ćwiczenia na piłce

Pielęgniarka Mama Ada wykłada o karmieniu piersią




Brak komentarzy: