środa, 22 września 2010

Bugisi kijiji (czyt. kidżidżi)

Od niedzieli wieczorem jestem w miejscu, które przez najbliższe 3 miesiące będzie moim domem czyli w Bugisi. Mieszkam razem z 2 Misjonarkami Świeckimi SMA – Ewą Łangowską i Jolą Kazak. Ewa zajmuje się całą administracją przychodni zdrowia a Jola uczy matematyki w okolicznej szkole Don Bosco. Choć Bugisi to mała wioska to naprawdę prężnie działająca. W naszym otoczeniu jest dużo zabudowań misyjnych – są budynki parafialne, kościół, jest dom w którym mieszkają siostry OLA (Our Lady of Apostoles), jest Home Craft – szkoła zawodowa dla młodych dziewczyn i jest też całe Dispensary czyli przychodnia zdrowia ale naprawdę rozbudowana. Właśnie w poniedziałek wybrałam się do przychodni na pierwsze poznanie. Jestem pod wrażeniem poziomu tej placówki bo w porównaniu z państwowymi przychodniami to jest tutaj naprawdę super. Ta placówka nie jest państwowa – jest prowadzona właśnie przez siostry OLA. W przychodni tej znajduje się nie tylko „mój” oddział czyli s. porodowa i oddział położniczy ale także oddziały „ogólne”, osobny pokój dla kobiet, osobny dla dzieci i osobny dla mężczyzn. Jest też taka powiedzmy „izba przyjęć” gdzie przychodzą pacjenci z różnymi dolegliwościami i potem też jeśli tego wymaga sytuacja – są kładzieni na oddział. Jest także mała sala zabiegowa gdzie oprócz prostych zabiegów ginekologiczno-położniczych są tez przeprowadzane zabiegi obrzezania mężczyzn. Mężczyźni sami decydują się na obrzezanie, bo ja twierdzą po1. jest to bardziej higieniczne a po 2. Działania ochronne przeciw HIV/AIDS ( w to akurat wątpię). W przychodni funkcjonuje też taka poradnia dla zarażonych wirusem HIV/AIDS – pacjenci zarejestrowani jako zarażeni przychodzą tu na kontrolne wizyty i po odbiór leków.

W poniedziałek po południu wybrałam się z Ewą i s.Casi na lokalny targ , który odbywa się tu w każdy poniedziałek. A na targu – mydło i powidło czyli wszystko czego człowiek zapragnie łącznie z walizkami wszelkiego rozmiaru. Wracając z zakupów spotkałyśmy Julie – wolontariuszkę z Niemiec, moją rówieśniczkę która przez najbliższy rok będzie pracować w prowadzonym przez Siostry ze zgromadzenia Notre Dame domu dla młodych dziewczyn.
Wieczorem mieliśmy niespodziewanych gości – jednego księdza SMA z Irlandii i 2 mężczyzn ze Stanów Zjednoczonych. Przyjechali na nijako „inspekcje” bo kilka dobrych lat temu między innymi dzięki nim Bugisi rozwinęło się mocno.
We wtorek udałam się z Jolą do jej szkoły – zobaczyć jej miejsce pracy. Jest to szkoła salezjańska w której uczy się obecnie kilkaset uczniów. Jest to odpowiednik naszego gimnazjum i liceum. Niektórzy uczniowie mają obecnie tydzień egzaminów – 2 egzaminy dziennie, każdy z innego przedmiotu. Poznałam też część nauczycieli, którzy mnie bardzo ciepło przyjęli a jedna z nauczycielek będzie uczyć mnie języka suahili. Zaczynamy od dziś czyli środy – codziennie 1,5 godziny.
Egzaminy w szkole
Co do samych terenów – jest tu bardzo sucho, niektórzy nazywają te rejony półpustynią i rzeczywiście coś w tym jest. Wkoło żółto, w ciągu dnia słońce pali niemiłosiernie a wody jest nie za wiele. Z oszczędności wody postanowiłam myć głowę co 2 dzień. I naprawdę nie tylko na tym z dziewczynami oszczędzamy wodę ale na wielu rzeczach. Do końca pory suchej nie powinno nam zabraknąć ale w sumie nie jest pewne kiedy zacznie się pora deszczowa. Mówi się, że około połowy listopada. Wczoraj wieczorem spadło dosłownie kilka kropelek deszczu – chyba jakaś mała anomalia.

Afryka uczy mnie pokory i doceniania tego co mam – bo mam dużo a niektórzy wokół mnie mają naprawdę niewiele. Ja mam co jeść, co pić, gdzie spać. Dla niektórych nawet jutro jest niepewne.

1 komentarz:

kasia ste. pisze...

Moniczka, napisałam, wysłałam, w październiku zaczynam formację :)