piątek, 12 listopada 2010

Polsko! Ojczyzno moja!



Od kilku dni na oddziale dla kobiet jest zamontowany telewizor z kablówką. Dlatego zawsze gdy jest włączony schodzą się na oddział zarówno kobiety, dzieci, mężczyźni i rodziny tych pacjentów. Prócz tego część personelu . Reasumując robi się małe kino i nie ważne co oglądamy – czy pokaz mody kenijskiej, czy brazylijska telenowele, czy teledyski Bolywood – tłumy są zawsze. I oczywiście telewizja jest darmowa – nie jest tak jak w Polsce zazwyczaj, że telewizor jest na monety :)
W tym tygodniu część staffu pojechała na kursy doszkalające a więc ja i Yunice – moja kochana oddziałowa :) jesteśmy przez cały tydzień lekarzami, położnymi, pielęgniarkami. Codziennie siedzimy w OPD razem konsultując się wzajemnie bo jak jedna wie o medycynie tropikalnej tak druga trochę o internie :) W poniedziałek za to były takie tłumy w przychodni, że porównałam sobie do Polski – w Polskich przychodniach tez zazwyczaj największy ruch jest w poniedziałek – po weekendzie. A dodatkowo u nas połowa z pacjentów ambulatoryjnych to były pacjentki ciężarne – zazwyczaj z malarią, infekcja układu moczowego albo anemią. Nawet się nie dziwiłyśmy jak kobiety wchodziły i pokazywały kartę ciąży ( Tak, tu też to funkcjonuje :) ) . To co mnie ciągle dziwi to to, że dla nich brak miesiączki zawsze oznacza ciąże. Nawet w ostatni czwartek miałam kilka pacjentek podczas USG z brakiem miesiączki od 3 miesięcy i przekonanych, że są w ciąży. Podczas badania okazywało się, że niestety to nie ciąża. Nikt tu testu ciążowego nie robi. A amenorrhoea zawsze oznacza pregnant. I dlatego przyszła mi na myśl refleksja, że bardzo przydałby się tu ginekolog bo niestety kobiet z chorobami układu płciowego jest dużo a diagnostyki żadnej. Jedynie co możemy zaproponować, poza USG tym pacjentkom to ginekolog – najbliższy w szpitalu 50 km od nas.

Oprócz przypadków ginekologicznych najbardziej lubię te na których się najmniej znam – czyli np. diabetologia, dermatologia i otolaryngologia. Nie znam się a muszę. Dziś na przykład przyszła pacjentka, która powiedziała że nie słyszy na prawe ucho i czuje, że coś w środku ucha się rusza. Najpierw z szafy wygrzebałyśmy z Yunice otoskop, którego nie spodziewałam się w tych warunkach:) A jednak! Potem się okazało, że ucho jest całkowicie zatkane – czyszcząc je nie mogłam oprzeć się wrażeniu że to nie jest zwykła woskowina uszna ale coś gorszego – wyglądało dziwnie, było czarne i ziarniste. Na koniec gdy się wreszcie dokopałyśmy do ucha środkowego ku naszemu zdziwieniu okazało się, że w środku, na błonie bębenkowej „coś” siedzi. Ba! Siedzi i się rusza! Yunice oświeciła mnie, że to jeden ze znanych tu tropikalnych pasożytów, które się też w uchu usadawiają. Tak więc pacjentka została skierowana do prawdziwego otolaryngologa do szpitala, na zabieg usunięcia tego robala, bo ja z Younice - 2 położne, które dzieciom nowonarodzonym mówią Dzień Dobry, tego JESZCZE robić nie potrafimy:) Z czasem kto wie :)

Z 3-letnią Jane :)

We wtorek na żądanie wyszła do domu Jane – moja ulubienica, która została poparzona – tak jak wcześniej wspomniałam, najprawdopodobniej celowo. Usłyszałam też historię jej porodu, który był bardzo ciężki, trwał długo i niestety Jane nie urodziła się w dobrym stanie. Podczas porodu doszło do niedotlenienia w związku z czym Jane jest w lekkim stopniu upośledzona umysłowo. Cały czas myślałam, że to że przez miesiąc jej pobytu nie usłyszałam od niej ani słowa jest wynikiem szoku powypadkowego. Okazało się jednak, że Jane jest opóźniona troszkę w rozwoju, mówi bardzo bardzo mało i nieskładnie. Ale za to teraz przepięknie się śmieje podczas zabawy ze mną. Pierwsze co robiłam gdy wchodziłam rano na oddział to szłam przywitać się z Jane – ona z rana zawsze miała dobry humor i czekała na zabawe. Podczas obchodu patrzyła na mnie zawsze swoimi wielkimi oczami, a że miała zeza to ja nigdy nie wiedziałam kiedy się na mnie patrzy. Poznawałam tylko wtedy gdy się zaczynała uśmiechać. W każdym bądź razie to jej upośledzenie najprawdopodobniej było powodem do próby zabicia jej. Mam nadzieję jedynie, że to nigdy sie nie powtórzy, bo dziewczynka jest naprawde wspaniała. I trochę mi było smutno jak dziś wychodzili – szczególnie dlatego, że mieszkają bardzo daleko od Bugisi. To co mnie pociesza, to że w jej wiosce jest także wioska dojazdowa Parafii Bugisi, więc jak usłyszę że któryś z Misjonarzy jedzie do Ihugi to też na pewno pojadę by przy okazji ich odwiedzić. Babcia Jane często zapraszała mnie w gościnę – wspaniała kobieta, dla Jane by nieba uchyliła a mnie uwielbiała uczyć suahili :)

Nie mogłam doczekać się czwartku, Święta Niepodległości. Jakoś tak na obczyźnie inaczej przeżywa się Święta Państwowe, szczególnie tak ważne jak 11 listopada. Plan na czwartek jest taki – ja się streszczam w robieniu USG od 8 do 14 – 35 USG to chyba dobry wynik, a potem idziemy do szkoły gdzie Jola uczy i najpierw będzie Msza pożegnalna dla ks. Janusza a potem prezentacja o Polsce. Pokazałyśmy 2 filmy, z czego największy zachwyt usłyszałyśmy podczas fragmentów o jedzeniu, a nie o śniegu tak jak myślałyśmy. Potem krótka wypowiedź ogólnie o klimacie, o gospodarce i rolnictwie. Nie zabrakło oczywiście podkładu Mazurka Dąbrowskiego - chyba nigdy z takim wzruszeniem i dumą go nie śpiewałam jak teraz. To co mnie ujęło to ilość życzeń i gratulacji od osób różnych nacji tutaj – były osoby z Kenii, Niemiec, Słowacji, Holandii, Indii, Irlandii i oczywiście Tanzanii. Na kolację w domu co? Grochówka i placki ziemniaczane – nic więcej wymagać nie trzeba – do Polski jest blisko! Dziś przypomina mi się tylko cytat naszego wieszcza narodowego, aczkolwiek troszkę przeze mnie przerobiony: Polsko, Ojczyzno moja! Tyś jest jak zdrowie! Ile Cię trzeba cenić, ten tylko się dowie, kto Cię stracił! Dziś piękność Twą w całej ozdobię, widzę i opisuję, bo tęsknię po Tobie!

I niech to patriotyczne zakończenie posta pobudzi Cię do rozmyślań, czym dla Ciebie jest Polska i czy musisz ją wpierw „stracić” choćby na chwilę by ją prawdziwie docenić i pokochać?

Brak komentarzy: