czwartek, 13 września 2012

tymczasem w Bugisi

Czas leci bardzo szybko! Lipiec i sierpień były u nas bardzo pracowite – był czas kiedy podłogi brakowało dla pacjentów leżących na materacach a na jednym łóżku przyjętych była 3 dzieci bądź 2 dorosłych. Ciekawe, że nikt nie narzekał i nie odmawiał przyjęcia ze względu na warunki. Jak można wiele docenić gdy ma się tak mało!



Mamy od 3 tygodni na naszym oddziale małą Mwajumę – urodzoną w domu. Rodzice chorzy na AIDS i gruźlicę, mama przyjmująca ciężkie leki antyretrowirusowe i na gruźlicę. Gdy rodzice przynieśli ją do nas malutka była naprawdę malutka i ważyła 1,1kg. Jest zdrowa, silna, szybko nauczyła się ssać a i mama ma mleko. Jedyny problem w tym, że leki, które mama używa bardzo źle działają na dziewczynkę. Laurencia, nasza specjalistka od kobiet ciężarnych i położnic chorujących na AIDS, nie daje jej dużych szans na przeżycie. Mała żeby żyć musi pić mleko od mamy, w którym przecież znajdują się też mocne leki których używa mama. Póki co próbujemy, walczymy choć mała stale traci na wadze mimo, że dużo i często ssie. Ktoś powie - inne mleko, mieszanki, zastępcze ? brak.... poza tym dla wcześniaka mleko mamy jest lekarstwem na wszystko – w tym przypadku jednak lekarstwem i trucizną w jednym. 


Mieliśmy ostatnio bardzo fajnych gości z Polski – ks. Antoni , jego brat Janek – podróżnik, Frania –psycholog i Agnieszka lekarz anestezjolog. Razem tworzyli świetną grupę, ale patrząc na ich różnorodność to Duch Święty musiał się nieźle napocić, że oni się tak świetnie razem dogadują! :):):)  Nasze do późna rozmowy, przemyślenia, dyskusje, śmiechy ukrócały o kilka godzin nasz sen ale chyba nikt nie żałował. No może troszkę rano gdy nie miało się siły by zwlec się z łóżka :) Ale aż radość gościć TAKICH gości :):):)
W czasie pobytu naszych gości trafiła do nas pacjentka w 26tyg ciąży z bardzo dużym powiększeniem węzłów chłonnych szyjnych, opuchniętą całą jamą ustną – nie była w stanie zamknąć ust z którego wystawał opuchnięty i nabrzmiały język. Początkowa diagnoza – zapalenie języka i jamy ustnej – pacjentka dostała mocny antybiotyk ale poprawy nie było widać. Gdy jednego wieczoru odwiedziłyśmy ją z Agnieszką to doszłyśmy do wniosku że to może być jednak  mononukleoza – dostała przez sondę (nie była w stanie nic połknąć) Acyklowir i już po paru godzinach było widać widoczną poprawę. Poniższe zdjęcie było zrobione już po kilku dniach więc wyobraźcie sobie co było „przed”.




W ostatni piątek przyszły w odstępie półgodzinnym 3 pacjentki w 6, 7 i 7 miesiącu ciąży – jak na złość wszystkie z łożyskiem przodującym (potwierdzone ultrasonograficznie ) i każda z krwawieniem choć nie obfitym. Wszystkie pojechały do szpitala a tam albo zrobią cięcia albo zatrzymają je na oddziale z bezwzględnym zakazem wstawania choć w to akurat wątpię znając realia tego szpitala. Najprędzej to... zostaną wypisane do domu z jakimiś lekami.
Mam też ostatnio nieszczęście do nieprawidłowych położeń dzieci -  w ostatni wtorek w nocy zawołali mnie do pacjentki w 8 miesiącu ciąży, z mocnym krwawieniem i czynnością skurczową. Była noc więc nie miałam dostępu do ultrasonografu ale Dopplerem zbadałam czynność serca dziecka –była bardzo dobra. Badanie wewnętrzne mnie zaskoczyło i przeraziło bo dziecko szło kolankiem – jednym kolankiem. W ciągu paru minut karetka zabrała ją do szpitala na cięcie.

Ostatni przypadek to poród z przed 2óch tygodni. Przyszła do nas pacjentka w pierwszej ciąży, w 7.miesiącu,  z bólem brzucha choć sama nie potrafiła określić czy to są skurcze. Po badaniach laboratoryjnych okazało się, że ma pasożyty zwane” Hook-worms” co w języku polskim medycznym jest nazywane podobno tęgoryjcem dwunastnicy (?). To powodowało że miała bardzo mocny ból brzucha i chyba już nie odróżniała skurczy od bólu spowodowanego przez robaki.  Przyjęłyśmy ją na salę porodową i w badaniu okazało się że ona ma już 8 cm rozwarcia! W badaniu wewnętrznym nie mogłam wybadać części przodującej bo najpierw „szedł” worek owodniowy z dużą ilością płynu. W badaniu zewnętrznym , tj. chwytami Leopolda także nie potrafiłyśmy 100%owo określić położenia dziecka choć wydawało mi się bardziej, że przodują pośladki.  Nasz ultrasonograf w tym czasie był w naprawie, więc też nie można było nic potwierdzić. Nie mogliśmy przetransportować jej do szpitala bo czynność skurczowa była dosyć silna i w krótkim czasie było pełne rozwarcie a pęcherz płodowy powoli ukazywał się w szparze sromowej. Co ciekawe – wciąż nie można było wybadać części przodującej a czynność serca dziecka – dobra, choć z kilkoma spadkami . Następnie po kilkunastu minutach mimo dobrej czynności skurczowej nie było widać postępu części przodującej więc  postanowiłam delikatnie nakłuć pod kontrolą pęcherz płodowy by wody zaczęły powoli odpływać. I rzeczywiście przez następne kilka minut przez malutką dziurkę w pęcherzu wypływał czysty płyn owodniowy i po kilku minutach w szparze sromowej ukazały się ... dwie stópki a wokół nich i wzdłuż nóg owinięta pępowina. Pacjentka parła kilkakrotnie ale nie było żadnego postępu części przodującej, pojawiła się też smółka w dużej ilości więc po konsultacji z drugą położna zdecydowałam się na ręczne wydobycie dziecka – wóz albo przewóz – dziecko musiało się jak najszybciej urodzić tym bardziej że w badaniu wewnętrznym wychodziło na to, że dziecko jest bardzo owinięte pępowiną. Po episiotomii zaczęłam, zgodnie z tym co pamiętałam z książki profesora Troszyńskiego, ręcznie wydobywać dziecko. Miałam asystę 2 pielęgniarek i udało się! Ale łożysko urodziło się razem z dziewczynką bo oprócz zawiniętych nóżek dziewczynka miała pępowinę wokół szyi 2 razy ciasno zawiniętą. To sprawiło, że tak krótka pępowina nie pozwalała dziecku „normalnie” przejść przez kanał rodny a łożysko odkleiło się w czasie 2 okresu porodu. Dziewczynka, 1,6 kg, urodziła się na 3 punkty, nie oddychała ale podjęliśmy reanimację i w sumie „wróciła” – ale tylko na 3 godziny i zmarła. Gdy opowiadałam to znajomemu lekarzowi to powiedział, że to cud że w ogóle żyła te 3 godzony – i też tak myślę. Nikt nie miał wpływu na to co było w łonie mamy – gdyby kobieta przyszła wcześniej do nas może zdążylibyśmy do szpitala i przeprowadziliby cięcie – gdyby ... ale przecież nie wszystko jest w naszych rękach!

Poza tymi trudnymi porodami było też wiele pięknych i czasem śmiesznych porodów więc nie myślcie sobie że u nas to tylko dzieją się patologie  - nie prawda! Jest wiele pięknych sytuacji i wspaniałych pacjentów , którzy dają mi wiele radości !


"mała chirurgia" 



W ostatnim tygodniu mieliśmy w Bugisi wielką uroczystość – 25lecie ślubów zakonnych s.Kathleen –dotychczasowej dyrektorki naszej przychodni zdrowia. Dotychczasowej ponieważ Jubileusz był jednocześnie jej pożegnaniem po kilkuletniej pracy misyjnej w Tanzanii. Uroczystość tego dnia była przepiękna! Można było usłyszeć wiele pięknych śpiewów w języku sukuma (j. tradycyjny) jak i zobaczyć wiele pięknych tańców.
Modlitwa wiernych w wielu językach
Prawie wszyscy pracownicy kliniki z S.Kathleen
„Gośćmi specjalnymi” były 3 ogromne węże – Pytony, które podobno miały nas zabawiać. Mnie i nie tylko mnie, tak wystraszyły po wyniesieniu ich na środek, że musiałam opuścić to widowisko – oczami wyobraźni widziałam już jak atakują ludzi. Choć nic takiego się nie stało ale efekt był niesamowity. Potem by trochę przełamać swój lęk do nich i namówiona przez koleżanki zrobiłam sobie z nimi kilka zdjęć lekko podtrzymując najmniejszego z nich bo odwagi mi nie starczyło na więcej... 



1 komentarz:

Unknown pisze...

Jest pani cudowną kobietą, z zapartym tchem przeczytałam kilka pani postów. Coś pięknego w taki sposób służyć drugiemu człowiekowi... Pozdrawiam, będę zaglądać!